Są zwolennicy teorii, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Są też tacy, którzy uważają, że grunt to rodzinka. Ta rodzina to wspaniały przykład tego drugiego. Dlatego też po raz kolejny zorganizowali rodzinny rajd rowerowy.
Dla nich nieobca jest aktywność. Co roku organizują zlot rodzinny, by nacieszyć się swoją obecnością, spędzić aktywnie czas. W tym było podobnie. Tydzień temu w olsztyńskim Lesie Miejskim zaroiło się od fioletowych rowerzystów. Specjalne zrobione na tę okoliczność koszulki zawsze są wspaniałą pamiątką.
— Co roku mamy inny, charakterystyczny dla tej konkretnej wyprawy T-shirt. Na każdym z nich jakieś zabawne logo i data imprezy. Zmieniają się też kolory koszulek, w tym roku rządzi fiolet — opowiada Izabela Karpińska, współorganizatorka rajdu.
Punktualnie o godz. 10, 26 sierpnia z olsztyńskich Brzezin ruszył peleton prawie 40 osób. Przechodnie oglądali się z niedowierzaniem.
— To już czwarty rajd. Cztery lata temu wpadliśmy na pomysł, że skoro mamy tak fajną, trzymającą się razem rodzinę, to szkoda by było spotykać się tylko na
grillu czy przy choince. Trzeba gdzieś spalić uzyskane podczas naszych biesiad kalorie. I wymyśliliśmy zjazd rodzinny w formie rajdu rowerowego — opowiada Tomasz Karpiński. Już pierwszy okazał się wielkim sukcesem.
— Wybraliśmy się wtedy w okolice Jeziora Kielarskiego, położonego obok malowniczej Rusi. Udało nam się przejechać około 20 kilometrów. I tak z roku na rok coraz mocniej się rozpędzamy — mówi Rafał Rezmerowski, jeden z uczestników rajdu. Już na starcie emocje sięgają zenitu, taka impreza nie zdarza się przecież codziennie!
— Dostałem nowy rower, specjalnie na ten rajd! Jest czarno-biało-kolorowy — z namaszczeniem opisuje sześcioletni Olek Kowalczyk. Chłopiec jest bardzo przejęty. To jego debiut, jeśli chodzi o samodzielne pokonanie trasy.
— Już nie jestem maluchem, maluchy jeżdżą z rodzicami, a ja już jeżdżę sam — widać, że chłopiec bardzo cieszy się z „awansu”.
I faktycznie peleton to górale, kolażówki, bmx-y, ale również przyczepki rowero-
we i krzesełka przyczepione do bagażników. Trzyletnia Nina Kowalczyk, najmłodsza uczestniczka rajdu, wygodnie mieści się w jednym z nich.
— Rower, rower! — wykrzykuje zza pleców swojej mamy. Natalia i Oliwa Rezmerowskie to już duże panny. Ze śmiechem wspominają poprzednią noc i tradycyjne już „pidżama party”. — To norma, że dzień przed rajdem ciocia Iza organizuje nam takie spotkanie. Są gry, bajki, filmy i smakołyki.
Wspólne harcowanie i spanie. Dziś u cioci spało chyba trzynaścioro dzieci — opowiada jedna z dziewczynek. Natalia uwielbia jazdę na rowerze, nie za bardzo za to lubi kaski. — Na poprzednim rajdzie zdjęłam kask, a zaraz potem się wywróciłam. Co prawda nic mi się wtedy nie stało, ale to był moment, że trochę bardziej się do nich przekonałam — rezolutnie stwierdza zapinając „rowerowy kapelusz”.
Chłopcy, czekając na ostateczne odliczanie, z uwagą pochylają się nad swoimi hamulcami.
— Ja mam mocny hamulec i na przód, i na tył, a ty sprawdziłeś swoje? — padają techniczne pytania. Nawet gdyby ktoś w czasie trasy zaliczył „kapcia” albo zdarł kolano, rodzina jest na to przygotowana. Joanna Karpińska pokazuje plecak pełen plastrów i środków do dezynfekcji. Grzegorz Kowalczyk wiezie ze sobą łaty, dętki i klucze. — Wszyscy wspólnie organizujemy rajd i wszyscy za wszystkich odpowiadamy. Mamy takie nasze służby techniczne i medyczne. Mamy kogoś, kto
otwiera nasze szeregi i kogoś, kto jedzie na końcu. Nie ma opcji, żeby ktoś się zgubił — zgodnie podkreśla rodzina.
40 jadących rowerów zajmuje obszar około 150 metrów. Nie ma szans, żeby
zmieścić się na jednych światłach, więc potrzebny jest ktoś, kto koordynuje takie momenty. Poza tym każdy pilnuje każdego. — Wcześniej koniecznie trzeba objechać całą trasę i sprawdzić jej przejezdność. Nasz peleton to ludzie od lat trzech do mniej więcej sześćdziesięciu sześciu lat.
Chodzi o to, by każdy czerpał z wycieczki maksimum przyjemności, więc wybieramy trasy o średnim poziomie trudności. Prędkość też jest umiarkowana — podkreśla Tomasz Karpiński, lider peletonu.
Ewa Dąbrowska jest jedną z seniorek rodu i weteranką rodzinnych rajdów. Razem z mężem przybyli aż z Suwałk. — Rodzina zjeżdża się z różnych stron północno-wschodniej Polski, ale my chyba mamy do Olsztyna najdalej — podkreśla małżeństwo.
Pani Ewa jest już zaprawiona w rowerowych bojach.
— Sporo jeżdżą po okolicach Suwałk. Góry, doły. Zjazdy i podjazdy. Łatwo nie
jest - obrazowo opisuje Suwalszczyznę i dodaje: - Wasz Las Miejski też mi niestraszny. Trochę boję się o mniej aktywnego na co dzień męża — pani Ewa puszcza oko do pana Stanisława.
Rodzinny rajd rowerowy to nie tylko jazda dla jazdy. Nie jest organizowany tylko po to, aby w miłym gronie zaliczyć kolejne kilometry. Ważny jest też wymiar edukacyjny wycieczki.
— Co roku wszystko mamy dokładnie obmyślone — co, kiedy, jak i po co. Przy takiej liczbie uczestników improwizacja mogłaby nas zgubić — podkreśla Rafał Rezmerowski, główny współorganizator rajdu.
W tym roku na pierwszy ogień poszło Jezioro Długie, tam rodzina zaliczyła pierw-
szy postój. Potem kolejne przystanki w Lesie Miejskim. W międzyczasie nie obyło się bez pikniku. — Poszukiwaliśmy historycznej wioski Sędyty, która została zmieciona przez dżumę szalejącą na Warmii w latach 1709 -1710.
Potem zatrzymaliśmy się przy „Źródełku Miłości”, gdzie Oliwia, Natalia i Kornelia przeczytały legendę o jego cudownych właściwościach, a nad zakolem Łyny odtwarzaliśmy wędrówkę św. Jakuba przez lasy i knieje otaczające Olsztyn i wymienialiśmy miejsca, których jest patronem, takie jak katedra św. Jakuba
czy Wysoka Brama — opowiada pani Iza.
— Św. Jakub czuwa nad naszym miastem i jest w herbie Olsztyna — dodaje Marta Ewetowska, jedna z dziewczynek. Jako wisienkę na torcie rodzina zostawiła sobie położoną nad Łyną elektrownię wodną, która już w 1907 pro-
dukowała prąd i zasilała olsztyńskie tramwaje. — Nasi rodzinni inżynierowie nie
mogli uwierzyć, że dokładnie 110 lat temu myśl inżynierska na naszych terenach była aż tak zaawansowana. Wspólnie uzgodniliśmy, że to miejsce powinno być jedną z głównych atrakcji Olsztyna, a mamy wrażenie, że mało kto o nim wie. Olsztyn, jeśli chodzi o promocję pięknych miejsc, ma jeszcze wiele do zrobienia! — zgodnie podkreśla rodzina. Ważnym punktem imprezy było też odwiedzenie
olsztyńskiej plaży miejskiej.
— Jedni się kąpali, drudzy tylko obserwowali. Następni oblegali plac zabaw, jeszcze inni jedli lody — wspomina Agnieszka Ewertowska.
Aura jak zawsze dopisała.
— W przeciągu tych czterech lat ani razu się nie zdarzyło, abyśmy musieli zmienić nasze plany ze względu na deszcz. Jak widać aktywnym, pomysłowym ludziom pełnym pogody ducha, nawet pogodowe duchy sprzyjają — śmieje się pan Rafał. Rodzina w przeciągu sześciu godzin przejechała 25 km. Od powietrza, emocji
i przyswojonej wiedzy na temat Olsztyna niektórym, aż kręciło się w głowie. Po południu mogli już odpoczywać i relaksować się w olszyńskiej Makumbie. Ognisko, park linowy i smakołyki. Rodzina bawiła tam aż do 21.
— Niezapomniana impreza. Same pozytywne emocje. Grunt to rodzinka, grunt to rodzina — pod nosem podśpiewuje Jan Ged. I dodaje — Za kilka miesięcy zapraszamy na wspólne morsowanie! Być może nasza rodzina jest jedyną taką na całym świecie, gdzie do lodowatej wody wspólnie wchodzi siedemnaście jej członków — dodaje z dumnym uśmiechem.
Agnieszka Porowsk
— Co roku mamy inny, charakterystyczny dla tej konkretnej wyprawy T-shirt. Na każdym z nich jakieś zabawne logo i data imprezy. Zmieniają się też kolory koszulek, w tym roku rządzi fiolet — opowiada Izabela Karpińska, współorganizatorka rajdu.
Punktualnie o godz. 10, 26 sierpnia z olsztyńskich Brzezin ruszył peleton prawie 40 osób. Przechodnie oglądali się z niedowierzaniem.
— To już czwarty rajd. Cztery lata temu wpadliśmy na pomysł, że skoro mamy tak fajną, trzymającą się razem rodzinę, to szkoda by było spotykać się tylko na
grillu czy przy choince. Trzeba gdzieś spalić uzyskane podczas naszych biesiad kalorie. I wymyśliliśmy zjazd rodzinny w formie rajdu rowerowego — opowiada Tomasz Karpiński. Już pierwszy okazał się wielkim sukcesem.
— Wybraliśmy się wtedy w okolice Jeziora Kielarskiego, położonego obok malowniczej Rusi. Udało nam się przejechać około 20 kilometrów. I tak z roku na rok coraz mocniej się rozpędzamy — mówi Rafał Rezmerowski, jeden z uczestników rajdu. Już na starcie emocje sięgają zenitu, taka impreza nie zdarza się przecież codziennie!
— Dostałem nowy rower, specjalnie na ten rajd! Jest czarno-biało-kolorowy — z namaszczeniem opisuje sześcioletni Olek Kowalczyk. Chłopiec jest bardzo przejęty. To jego debiut, jeśli chodzi o samodzielne pokonanie trasy.
— Już nie jestem maluchem, maluchy jeżdżą z rodzicami, a ja już jeżdżę sam — widać, że chłopiec bardzo cieszy się z „awansu”.
I faktycznie peleton to górale, kolażówki, bmx-y, ale również przyczepki rowero-
we i krzesełka przyczepione do bagażników. Trzyletnia Nina Kowalczyk, najmłodsza uczestniczka rajdu, wygodnie mieści się w jednym z nich.
— Rower, rower! — wykrzykuje zza pleców swojej mamy. Natalia i Oliwa Rezmerowskie to już duże panny. Ze śmiechem wspominają poprzednią noc i tradycyjne już „pidżama party”. — To norma, że dzień przed rajdem ciocia Iza organizuje nam takie spotkanie. Są gry, bajki, filmy i smakołyki.
Wspólne harcowanie i spanie. Dziś u cioci spało chyba trzynaścioro dzieci — opowiada jedna z dziewczynek. Natalia uwielbia jazdę na rowerze, nie za bardzo za to lubi kaski. — Na poprzednim rajdzie zdjęłam kask, a zaraz potem się wywróciłam. Co prawda nic mi się wtedy nie stało, ale to był moment, że trochę bardziej się do nich przekonałam — rezolutnie stwierdza zapinając „rowerowy kapelusz”.
Chłopcy, czekając na ostateczne odliczanie, z uwagą pochylają się nad swoimi hamulcami.
— Ja mam mocny hamulec i na przód, i na tył, a ty sprawdziłeś swoje? — padają techniczne pytania. Nawet gdyby ktoś w czasie trasy zaliczył „kapcia” albo zdarł kolano, rodzina jest na to przygotowana. Joanna Karpińska pokazuje plecak pełen plastrów i środków do dezynfekcji. Grzegorz Kowalczyk wiezie ze sobą łaty, dętki i klucze. — Wszyscy wspólnie organizujemy rajd i wszyscy za wszystkich odpowiadamy. Mamy takie nasze służby techniczne i medyczne. Mamy kogoś, kto
otwiera nasze szeregi i kogoś, kto jedzie na końcu. Nie ma opcji, żeby ktoś się zgubił — zgodnie podkreśla rodzina.
40 jadących rowerów zajmuje obszar około 150 metrów. Nie ma szans, żeby
zmieścić się na jednych światłach, więc potrzebny jest ktoś, kto koordynuje takie momenty. Poza tym każdy pilnuje każdego. — Wcześniej koniecznie trzeba objechać całą trasę i sprawdzić jej przejezdność. Nasz peleton to ludzie od lat trzech do mniej więcej sześćdziesięciu sześciu lat.
Chodzi o to, by każdy czerpał z wycieczki maksimum przyjemności, więc wybieramy trasy o średnim poziomie trudności. Prędkość też jest umiarkowana — podkreśla Tomasz Karpiński, lider peletonu.
Ewa Dąbrowska jest jedną z seniorek rodu i weteranką rodzinnych rajdów. Razem z mężem przybyli aż z Suwałk. — Rodzina zjeżdża się z różnych stron północno-wschodniej Polski, ale my chyba mamy do Olsztyna najdalej — podkreśla małżeństwo.
Pani Ewa jest już zaprawiona w rowerowych bojach.
— Sporo jeżdżą po okolicach Suwałk. Góry, doły. Zjazdy i podjazdy. Łatwo nie
jest - obrazowo opisuje Suwalszczyznę i dodaje: - Wasz Las Miejski też mi niestraszny. Trochę boję się o mniej aktywnego na co dzień męża — pani Ewa puszcza oko do pana Stanisława.
Rodzinny rajd rowerowy to nie tylko jazda dla jazdy. Nie jest organizowany tylko po to, aby w miłym gronie zaliczyć kolejne kilometry. Ważny jest też wymiar edukacyjny wycieczki.
— Co roku wszystko mamy dokładnie obmyślone — co, kiedy, jak i po co. Przy takiej liczbie uczestników improwizacja mogłaby nas zgubić — podkreśla Rafał Rezmerowski, główny współorganizator rajdu.
W tym roku na pierwszy ogień poszło Jezioro Długie, tam rodzina zaliczyła pierw-
szy postój. Potem kolejne przystanki w Lesie Miejskim. W międzyczasie nie obyło się bez pikniku. — Poszukiwaliśmy historycznej wioski Sędyty, która została zmieciona przez dżumę szalejącą na Warmii w latach 1709 -1710.
Potem zatrzymaliśmy się przy „Źródełku Miłości”, gdzie Oliwia, Natalia i Kornelia przeczytały legendę o jego cudownych właściwościach, a nad zakolem Łyny odtwarzaliśmy wędrówkę św. Jakuba przez lasy i knieje otaczające Olsztyn i wymienialiśmy miejsca, których jest patronem, takie jak katedra św. Jakuba
czy Wysoka Brama — opowiada pani Iza.
— Św. Jakub czuwa nad naszym miastem i jest w herbie Olsztyna — dodaje Marta Ewetowska, jedna z dziewczynek. Jako wisienkę na torcie rodzina zostawiła sobie położoną nad Łyną elektrownię wodną, która już w 1907 pro-
dukowała prąd i zasilała olsztyńskie tramwaje. — Nasi rodzinni inżynierowie nie
mogli uwierzyć, że dokładnie 110 lat temu myśl inżynierska na naszych terenach była aż tak zaawansowana. Wspólnie uzgodniliśmy, że to miejsce powinno być jedną z głównych atrakcji Olsztyna, a mamy wrażenie, że mało kto o nim wie. Olsztyn, jeśli chodzi o promocję pięknych miejsc, ma jeszcze wiele do zrobienia! — zgodnie podkreśla rodzina. Ważnym punktem imprezy było też odwiedzenie
olsztyńskiej plaży miejskiej.
— Jedni się kąpali, drudzy tylko obserwowali. Następni oblegali plac zabaw, jeszcze inni jedli lody — wspomina Agnieszka Ewertowska.
Aura jak zawsze dopisała.
— W przeciągu tych czterech lat ani razu się nie zdarzyło, abyśmy musieli zmienić nasze plany ze względu na deszcz. Jak widać aktywnym, pomysłowym ludziom pełnym pogody ducha, nawet pogodowe duchy sprzyjają — śmieje się pan Rafał. Rodzina w przeciągu sześciu godzin przejechała 25 km. Od powietrza, emocji
i przyswojonej wiedzy na temat Olsztyna niektórym, aż kręciło się w głowie. Po południu mogli już odpoczywać i relaksować się w olszyńskiej Makumbie. Ognisko, park linowy i smakołyki. Rodzina bawiła tam aż do 21.
— Niezapomniana impreza. Same pozytywne emocje. Grunt to rodzinka, grunt to rodzina — pod nosem podśpiewuje Jan Ged. I dodaje — Za kilka miesięcy zapraszamy na wspólne morsowanie! Być może nasza rodzina jest jedyną taką na całym świecie, gdzie do lodowatej wody wspólnie wchodzi siedemnaście jej członków — dodaje z dumnym uśmiechem.
Agnieszka Porowsk
Komentarze (1)
Dodaj komentarz Odśwież
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez
bob #2320299 | 185.103.*.* 4 wrz 2017 12:46
ja po zdjęciach widzę więcej FAT nie fit :) Panowie pewnie po wycieczce po kracie piwka na głowe :))
!
odpowiedz na ten komentarz
pokaż odpowiedzi (1)