Łyżwy na ostro!

2018-02-12 16:20:58 (ost. akt: 2018-02-12 14:28:27)
 Elżbieta Kotlicka, instruktorka i łyżwiarka

Elżbieta Kotlicka, instruktorka i łyżwiarka

Autor zdjęcia: arch.prywatne

Podziel się:

Łyżwiarstwo może nie jest naszym wojewódzkim sportem, jednak w Olsztynie mamy kilka osób, które zajmują się tym profesjonalnie. Z Elżbietą Kotlicką, instruktorką i łyżwiarką, o marzeniach i długoletnim oczekiwaniu na całoroczne lodowisko rozmawia Agnieszka Porowska.

— Można samemu nauczyć się jeździć na łyżwach?
— Łyżwiarstwo jest specyficzną dyscypliną, której człowiek sam się raczej nie nauczy. Niektórzy, co prawda, starają się z Youtuba coś odwzorować, ale jest to bardzo trudne, a raz nabyte złe nawyki niełatwo później wyeliminować. W ogóle mało jest materiałów do nauki. Wyszła kiedyś książka Włodzimierza Starosty „Łyżwiarstwo figurowe dla wszystkich”, a potem długo długo nic, dlatego warto korzystać z wiedzy instruktorów.

— Ale na lodowisku widuje się sporo osób, które jakoś się przesuwają się po tafli.
— Jakoś się przesuwać a jeździć, to dalekie od siebie pojęcia. Prawdziwą przyjemność z łyżwiarstwa czerpie się dopiero wtedy, kiedy potrafimy naprawdę jeździć. To jest już zupełnie inne, bardziej swobodne trzymanie się na łyżwach, jazda po łukach, tyłem. Z czasem dochodzą też na przykład skoki...

— Jak małe dziecko można zacząć uczyć jeździć?
— Swojemu synowi założyłam łyżwy, jak miał 2 lata i 8 miesięcy i ani razu go nie trzymałam, od razu dobrze dawał sobie radę sam. Teraz współpracuję z pięciolatkiem i z dnia na dzień obserwuję coraz większe postępy. Już sam wchodzi na lód, nie trzyma się bandy.

— Czy pingwinki (specjalne podpórki w kształcie pingwinów) pomagają dzieciom czy wręcz przeciwnie?
— Takim zupełnym maluchom jak najbardziej pomagają. Pokazują, że trzeba się odpychać. Pchanie pingwina wymusza odpychanie się łyżwą, ale jako instruktorka nigdy z tego nie korzystałam. Gdy dziecko ma dobry sprzęt, to szybko zaczyna łapać i bez pingwina.

— Dobry sprzęt, czyli...?
— Najważniejsze, aby łyżwy były ostre! Panuje przekonanie, że na tępych łyżwach łatwiej się uczyć, że trudniej o wywrotkę. Nic bardziej mylnego!

— Łyżwiarstwo to nie jest raczej nasz regionalny sport. Skąd w taki razie pani zainteresowanie na Warmii?
— Od dziecka czułam, że chcę jeździć na łyżwach, że to naprawdę coś dla mnie. Wszystkie inne dyscypliny były poboczne. Urodziłam się w Szczytnie, ale po jakimś czasie z rodzicami przeniosłam się do Olsztyna. Zresztą bardzo dużo sobie wtedy po tej przeprowadzce obiecywałam.

— To znaczy?
— Myślałam tak: miasto wojewódzkie, wielki świat, duże możliwości. Wyobrażałam sobie siebie na pięknej tafli jakiegoś krytego lodowiska. Światła, piruety i Toeloopy. Nie muszę chyba dodawać, jak bardzo się rozczarowałam.

— Nie mamy krytego lodowiska...
— Czekając na jego powstanie urodziłam dwoje dzieci. Myślałam, że może im się uda. Wyobrażałam sobie, że tworzą świetną parę taneczną, ale znów skończyło się na marzeniach. Takie lodowisko nie powstało. Teraz już jestem babcią czterech wnuków — i w dalszym ciągu krytego lodowiska nie ma.

— Próbowała pani stworzyć w Olsztynie sezonową szkółkę łyżwiarską?
— Raz zrobiłam taki eksperyment. Gdy tylko powstało lodowisko przy Uranii, stworzyłam grupkę dzieciaków. Cel był taki, by trenować przez cały sezon. Warto tu zaznaczyć, że, aby olsztyńskie lodowiska działały, temperatura wcale nie musi być na minusie. Jeśli komuś zależy, może przejeździć na łyżwach całą bezśnieżną i bezmroźną zimę. Jednak gdy przyszły niesprzyjające warunki, rodzice przyprowadzający dzieci na zajęcia, marzli i mokli, nie mając gdzie się schować. No i w końcu pouciekali z dziećmi z lodu. Grupka się rozpadła. Jednak, nie oszukujmy się, łyżwy to bardzo precyzyjny sport i pierwszy lepszy podmuch wiatru potrafi wiele namieszać. Jeśli chodzi o systematyczne szkolenie, to lodowisko musi być zadaszone.

— Olsztyn i douczanie dzieci na feriach to tylko poboczne pani zajęcie?
— Od 2005 roku współpracuję z klubem warszawskim, a od kilku lat uczestniczę w letnich obozach łyżwiarskich. Na południu jest sporo całorocznych lodowisk. Byłam w Sanoku, w polskim i czeskim Cieszynie. Od dwóch lat często bywam w czeskim Trzyńcu. To jakieś 10 km od granicy. Proszę sobie wyobrazić, że Trzyniec — miasto może 30-tysięczne, a ma 3 pełnowymiarowe lodowiska, w tym jedno z widownią na 5 tys. osób. Poza tym pełen kompleks — sale do ćwiczeń, baseny.

— W Olsztynie o krytym lodowisku możemy na razie pomarzyć, choć plany kiedyś już były...
— To było w połowie lat 90., tam, gdzie teraz jest tor kartingowy. Były plany budowy całego centrum sportowego — lodowisko, pływalnia, kręgielnia, może jakaś siłownia. Politechnika Gdańska zrobiła pomiary geologiczne, był już gotowy projekt architektoniczny, a nawet ogłoszony konkurs. Wszystko wyglądało na bardzo zaawansowane działanie. Włożono w to niemało pieniędzy. Jednak w tym czasie olsztyńscy architekci złożyli protest, co wszystko bardzo wydłużyło, aż w końcu skończyła się ważność projektu technicznego i ta wizja upadła. Potem był jeszcze pomysł budowy lodowiska przy ulicy Jeziołowicza, z którego też nic nie wyszło. Niedawno słyszałam nowinę że tym razem przy hali Urania ma powstać zadaszone lodowisko. Pożyjemy, zobaczymy.

— Ale w naszym regionie działa kilka całorocznych lodowisk.
— Tak. Wzorem dla Olsztyna może być nie tylko Elbląg, gdzie jest nawet tor do łyżwiarstwa szybkiego, ale nawet niewielkie Giżycko, do którego przyjeżdżają latem na łyżwy żeglarze z całej Polski. Najzwyczajniej w świecie biorą ze sobą na jachty łyżwy — w dzień pływają, a wieczorem idą na lód. Lodowisko jest w pełni wykorzystane. Także w Iławie w tym roku uruchomiono lodowisko pod namiotem, pod którym zmieściła się również kawiarnia.

— Czyli można...
— Wielka szkoda, że u nas się nie udaje, bo mamy tu na miejscu kilka osób, które naprawdę mogłyby w tej dziedzinie podziałać. Na przykład Vladimir Buril, który już trzeci rok prowadzi w Giżycku zajęcia z hokeistami. Wspaniały widok, jak te maluchy w swoich ubiorach, grają w hokeja.

— Kim jest Vladimir Buril?!
— To słowacki hokeista, olimpijczyk. Uczestnik Igrzysk w Lillehammer. Zakochał się w Polce i po zakończeniu kariery zamieszkał w Pluskach pod Olsztynem. Znamy się i razem narzekamy, że tak słabo to u nas wygląda.

— A jak to wyglądało kiedyś?
— Przede wszystkim kiedyś niemal każda szkoła miała na wyposażeniu pełno łyżew. Teraz nie wiem, czy w Olsztynie znajdzie się choć jedna, która ma tego rodzaju sprzęt. Było też dużo więcej sezonowych lodowisk. Każda spółdzielnia mieszkaniowa miała własne. Lód wylewano też na boiskach szkolnych. Mieszkańcy z przyjemnością wspominają tamte zimy.

— A czy osoby 50+ mają szansę nauczyć się jeździć na łyżwach ?
— Oczywiście. Wraz ze znajomymi i sympatykami sportów zimowych spotykamy się raz w tygodniu, żeby sobie wspólnie pojeździć i poćwiczyć. Ludzie uczą nawet skoków i piruetów swoje wnuki.

Warto wiedzieć!
Jazda na łyżwach może przynieść same plusy. Na lodowisku można poprawić kondycję fizyczną i zrzucić zbędne kilogramy, lecz potrzebna jest systematyczność. Gdy jeździsz na łyżwach, możesz wymodelować brzuch, nogi i pośladki. To sport dobry dla pań, które zawsze walczą z niedoskonałościami w tych miejscach. Podczas godzinnej, energicznej jazdy można spalić nawet 700 kcal.

Komentarze (0)

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB