W bieganiu najważniejsza jest wolność

2018-03-01 19:00:00 (ost. akt: 2018-02-28 15:49:27)

Autor zdjęcia: arch. prywatne

Podziel się:

Od dziecka nie potrafił usiedzieć na miejscu. Jak nie piłka nożna, to siatkówka plażowa, tenis, hokej halowy, skoki narciarskie, a raczej podskoki, aż w końcu bieganie. I o tej miłości rozmawiamy z Pawłem Pszczółkowskim, olsztyńskim biegaczem.

Jak to się wszystko zaczęło z bieganiem? Jak przekuć miłość do sportu w sukces?
- Sport i ogólna aktywność fizyczna towarzyszyła mi od najmłodszych lat. W latach szkolnych uprawiałem wiele dyscyplin sportowych, począwszy od piłki nożnej poprzez siatkówkę plażową, piłkę ręczną, tenisa, po unihokeja. Biegi były tylko dyscypliną na zaliczenie na lekcjach w-fu. Zawsze wypadałem dobrze, ale wówczas nie sądziłem, że w przyszłości będę biegaczem i trenerem biegowym. Bieganie nie było moją pierwszą sportową miłością. Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że na pewno tę dyscyplinę obdarzyłem najsilniejszym uczuciem. Moja przygoda z bieganiem zaczęła się niepozornie. Mianowicie, pewnego lipcowego dnia moja żona (wówczas dziewczyna) namówiła mnie na start w bardzo kameralnym biegu odbywającym się w maleńkiej rodzinnej miejscowości jej mamy. Była to spontaniczna decyzja, więc bez żadnego biegowego przygotowania pokonałem 8-kilometrową crossową trasę. Zupełnie niespodziewanie wygrałem te zawody zwyciężając z faworytem biegu - doświadczonym maratończykiem. Potem pobiegłem jeszcze w kilku mniejszych zawodach. Na pierwszym roku studiów wstąpiłem w szeregi olsztyńskiego klubu akademickiego AZS UWM Olsztyn. Wówczas bieganie nie było tak popularne jak dziś. Wielokrotnie wybierałem swoje treningi zamiast spotkań towarzyskich. Niejednokrotnie spotykałem się z pytaniami: „Po co ci to?”, „Co z tego będziesz miał?”, „Dziwnie wyglądasz w tych obcisłych gaciach”… Jednak nie przejmowałem się tymi reakcjami. Miałem swój cel, swoje marzenia i nieustannie dążyłem do ich realizacji. Swoje pierwsze biegowe treningi wykonywałem pod okiem trenera Zbigniewa Ludwichowskiego. Właśnie wtedy ruszyła cała biegowa machina - tempa, ciągłe, interwały, rozbiegania, crossy, zabawy biegowe. Bieganie mocno mnie „wciągnęło”. Od początku interesowałem się każdym nowym sformułowaniem, rozkładałem swoje treningi na czynniki pierwsze, analizowałem całe mikro- i makrocykle. O wiele aspektów podpytywałem swoich trenerów, „przerzuciłem” tony specjalistycznej literatury, aż w końcu zapisałem się na studia podyplomowe z wychowania fizycznego i kurs instruktora sportu w dyscyplinie lekkiej atletyki. To stało się podwaliną do mojej obecnej pracy trenerskiej. Moja praca jest moją pasją, przynosi mi wiele satysfakcji.

W bieganiu najważniejsza jest ...?
- Moje priorytety w bieganiu ewaluowały wraz z czasem i nabywaniem coraz większego doświadczenia zarówno w roli zawodnika, jak i trenera. Na początku najważniejszy był wynik, konkretny czas, zwycięstwo w zawodach, miejsce na podium. Oczywiście, skłamałbym, gdybym powiedział, że teraz w ogóle to mnie nie interesuje. Wynik nadal jest ważny, ale zacząłem dostrzegać też inne wartości, które niesie za sobą ten sport. Dziś w bieganiu najważniejsza jest wolność… Wprawdzie trudno zdefiniować to odczucie, ale bieganie pozwala mi na oderwanie się od codzienności. W trakcie treningów zamykam się w swoim świecie. W momencie wyjścia na trening, pracę, codzienne obowiązki, problemy zostawiam za drzwiami. Nie myślę o niczym innym, tylko o moim biegu, o tym, jak skutecznie zrealizować daną jednostkę treningową. Jestem tylko ja i mój biegowy krok…i to jest dla mnie fajne. Daje taki naturalny tymczasowy reset.

Jak wyglądają Pana treningi, dieta? Skąd motywacja i wsparcie?
- Obecnie, moim trenerem biegowym jest Andrzej Kuropatwa, który skrupulatnie układa mój plan treningowy i nadzoruje jego prawidłowe wykonanie. Każdego dnia realizuję co najmniej jedną jednostkę treningową. Czasami zdarza się, że mam dwa treningi biegowe jednego dnia. Mają one różny charakter w zależności od tego nad jaką cechą motoryczną w danym momencie pracujemy. Zazwyczaj dwa-trzy treningi w tygodniu mają charakter specjalistyczny (np. bieg tempowy, bieg ciągły, podbiegi, itp.), a pozostałe - to spokojne rozbiegania, nieco szybsze wybiegania lub zabawy biegowe. Poza tym dwa razy w tygodniu wykonuję specjalistyczny trening na siłowni pod okiem fizjoterapeuty. Robię dużo ćwiczeń stabilizacyjnych, rozciągających i wzmacniających różne partie mięśniowe. Jeżeli chodzi o kwestię odżywiania, to nad nią czuwa moja najlepsza dietetyczka i kucharka, czyli moja żona. Ona komponuje, przygotowuje nasze zdrowe i pełnowartościowe posiłki. Największą motywację i wsparcie daje mi moja rodzina. Żona, która od początku mojej biegowej przygody, towarzyszy i kibicuje mi niemal na wszystkich zawodach. Jej rola jest praktycznie nieoceniona. To ona logistycznie ogarnia większość aspektów związanych z moimi startami. Począwszy od zawiezienia mnie na start biegu, przez trzymanie worka z moimi ubraniami i butami, które często zmieniam na chwilę przed wystrzałem startera, po zapięcie numeru startowego na koszulce. Ona zawsze wie, jak przebiega trasa, gdzie się ustawić, aby podać mi żel czy wodę. Zdarza się, że czasami jeździ jak pirat drogowy, żeby zdążyć na upatrzony punkt trasy, by tam mnie wesprzeć, zdopingować. To jest nieocenione wsparcie. Poza tym, bardzo często na biegowych trasach dopingują mnie moi rodzice, teściowie i trener. No i oczywiście mój najlepszy team, moi zawodnicy. Ja im też, więc działa to w dwie strony.

Bieg, który był najważniejszy i dlaczego?
- Trudne pytanie, ponieważ każde zawody, w których startuję są dla mnie jakimś nowym doświadczeniem, wnoszą mniejszą lub większą wartość do mojego biegowego życia. Z każdych zawodów, nawet tych mniej udanych, staram się wynieść coś pouczającego, co wzbogaci moje doświadczenie. Ale jeśli miałbym jakiś bieg wyróżnić, to byłby to Półmaraton w Pile, podczas którego zdobyłem indywidualny brązowy medal Mistrzostw Polski AZS na dystansie 21,097 km. Było to w 2011 r. Medal wywalczyłem po czterech latach specjalistycznych treningów biegowych pod okiem trenera. Byłem bardzo szczęśliwy. Drugim biegiem, który szczególnie miło wspominam, jest Maraton „Mazury” rozgrywany w Gałkowie. To był dla mnie bardzo ciężki, ale zwycięski bieg. Maraton „Mazury” różni się zasadniczo od wszystkich innych największych i najbardziej znanych maratonów rozgrywanych w naszym kraju. Jego cechą charakterystyczną jest to, że trasa przebiega przez bardzo wymagające, ale jednocześnie niezwykle urokliwe, tereny leśne z dużą ilością podbiegów. Wymęczyła mnie ta trasa straszliwie, ale wbiegając na metę czułem już tylko szczęście i pełną radość ze zwycięstwa. Oczywiście podczas tego biegu towarzyszyła mi żona, teściowie, tata, trener, którzy ni stąd ni zowąd pojawiali się na różnych punktach trasy, nawet gdzieś w środku lasu. Tutaj piratem drogowym był mój teściu.

Każdy z nas ma jakieś marzenia, które ciągną nas do przodu. O czym Pan marzy, jaki stawia sobie cel?
- Oczywiście, że mam marzenia i cele, bo jak ktoś mądry powiedział „człowiek bez marzeń jest martwy za życia”. Swoje cele i marzenia kategoryzuję sobie według grup: rodzina, trener, zawodnik i inne. Mam marzenia, o których wiedzą tylko najbliższe mi osoby i ich nie chciałbym zdradzać. Jednym z moich celów jest stały rozwój sportowy jako zawodnika. Wciąż chciałbym być coraz lepszym biegaczem, nie tylko w kontekście poprawy swoich rekordów życiowych na różnych dystansach, ale również w innych aspektach, np. motorycznym czy też mentalnym. Poza tym, moim celem jest rozwój zawodowy, w aspekcie podnoszenia kompetencji trenerskich poprzez udział w różnych ciekawych szkoleniach, w tym kursach zagranicznych. Jednym z moich tegorocznych celów była organizacja zawodów biegowych. Ten cel właśnie w tym momencie realizuję. Jestem organizatorem I Sztafetowego Biegu Kobiet w Olsztynie, który odbędzie się już 11 marca. Marzeniem, które chciałbym zrealizować jeszcze w tym roku, jest wyjazd na obóz biegowy do „raju dla biegacza”, czyli do Saint Moritz w Szwajcarii. Sporo jest jeszcze tych marzeń i celów, ale resztę zachowam dla siebie, a jak je zrealizuję to na pewno się z Państwem podzielę .


Jest Pan też trenerem, prowadzi za rękę zawodników i amatorów. Jak jest z aktywnością naszych mieszkańców? Czy lubimy biegać, ruszać się, zdajemy sobie sprawę z tego jak ważny jest aktywny styl życia? Nad czym musimy jeszcze pracować? Jak zachęcić innych do aktywności?
- Jestem trenerem fantastycznej drużyny Pszczółkowski Team. Obecnie drużyna liczy ponad pięćdziesięciu zawodników na różnym poziomie zaawansowania biegowego. Zalążek Pszczółkowski Team stanowiły trzy osoby. Było to bodajże w październiku 2013 r. Zatem już po tym aspekcie widzimy, jak wzrosła popularność biegania wśród mieszkańców naszego miasta i okolic. Zresztą często mijam wielu biegaczy. Obecnie już nikt nie śmieje się z „obcisłych gaci”, teraz bieganie jest na topie. Co chwila na naszym olsztyńskim biegowym podwórku pojawiają się nowe twarze. Ta popularność biegania i ogólnej aktywności fizycznej cieszy. Wydaje mi się, że dzięki aktywności fizycznej ludzie stają się bardziej optymistyczni, bije od nich pozytywna energia, którą wzajemnie możemy się dzielić. Z moich obserwacji wynika, że coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z faktu jak ważny dla zdrowia jest aktywny styl życia. To widać gołym okiem na ścieżkach biegowych nad Jeziorem Długim lub Ukiel, na Butrynówce i innych popularnych ścieżkach biegowych. To widać również w klubach fitness i na siłowniach. Coraz więcej olsztynian jest aktywnych fizycznie. Poza tym, nierzadko dzwonią lub piszą do mnie osoby, które zdecydowały się wstać w końcu z kanapy i postanowiły zacząć się ruszać. W swoich mailach proszą o wskazówki i rady typu: od czego zacząć, jak trenować, aby nie zrobić sobie krzywdy i szybko się nie zniechęcić. Zawsze staram się udzielić początkującym odpowiednich wskazówek- takich, aby ich początek z bieganiem był rozważny i odpowiedzialny. Nic na huraaa…Zaczynając treningi biegowe musimy pamiętać o tym, że jest to proces wymagający czasu. Nasz organizm musi przystosować się do aktywności na określonym poziomie, który stopniowo i rozważnie możemy sobie podwyższać. Dla mnie jako trenera, najgorszym jest nieświadomość początkujących biegaczy o stanach, jakie zachodzą w ich organizmach. Często zdarza się tak, że ktoś wstał z kanapy i za miesiąc postanowił pobiec maraton, bo jak sądzi „dobrze mu idzie to bieganie”. Tak nie można. I właśnie nad tą świadomością, zwłaszcza u początkujących biegaczy (ale nie tylko, niektórzy niby doświadczeni też popełniają w tym zakresie wiele błędów), musimy jeszcze trochę popracować. W kwestii zachęcania do aktywności fizycznej wychodzę z założenia, że każdy musi sam dojrzeć do podjęcia tego typu decyzji. Dla niektórych takim bodźcem będzie np. chęć zgubienia kilku kilogramów, możliwość potrenowania wspólnie z koleżanką lub całą grupą ludzi o tej samej pasji. Inni potrzebują mieć nad sobą przysłowiowego bata i wtedy zgłaszają się do trenera, który zawsze przypilnuje, czy trening został wykonany.


Jest Pan nie tylko biegaczem, ale i organizatorem biegów. Jak to jest po drugiej stronie barierki?
- Tak naprawdę w roli organizatora biegu będę debiutował podczas I Sztafetowego Biegu Kobiet. Wprawdzie pomagałem w niektórych pracach organizacyjnych podczas akcji Olsztyn Biega (dwie pierwsze edycje), ale tam pełniłem wyłącznie rolę ambasadora biegu. Teraz, gdy prężnie działam nad organizacją kobiecej sztafety zdaję sobie sprawę, że to nie jest wcale taka łatwa robota. Jest mnóstwo spraw do załatwienia, zarówno o charakterze formalnym, logistycznym, strategicznym, technicznym... Moim priorytetem jest zrobienie tej imprezy w taki sposób, aby jak najwięcej uczestniczek, a najlepiej byłoby, gdyby wszystkie panie wyszły z uśmiechem na twarzy. Chcę, aby ten bieg został mile wspominany przez zawodniczki, dlatego zależy mi na zbudowaniu fantastycznej atmosfery. Poza tym, mocno angażuję się w przygotowanie atrakcyjnych pakietów startowych, pięknych medali czy też fajnych nagród zarówno dla pań wyróżnionych w klasyfikacji OPEN oraz kategoriach dodatkowych, jak również upominków, które będzie mogła „wylosować” każda z dziewczyn. Oczywiście, nie zapominam również o odpowiednim przygotowaniu trasy biegu i zapewnieniu bezpieczeństwa zawodniczek, bo wiem, że jest to bardzo ważny aspekt zapewniający komfort biegacza. W organizację tego biegu wkładam całe moje serducho. Mam nadzieję, że mój wysiłek i starania włożone w przeprowadzenie tego wydarzenia sprawią, że ta impreza będzie niezapomnianym biegowym przeżyciem dla wielu zawodniczek.

Przed nami sztafeta dla kobiet. Skąd pomysł na takie wydarzenie?
- Pomysł na to wydarzenie zrodził się po tym jak współorganizowałem otwarte wakacyjne zajęcia rekreacyjne dla mam z małymi dziećmi (z wykorzystaniem wózków). Wówczas padł pomysł kobiecej sztafety. Termin biegu nie jest przypadkowy – sztafeta odbędzie się 11 marca, czyli w pierwszy weekend po dniu kobiet. Wystartujemy o godzinie 12. Naszą inspiracją dla sztafetowej formuły biegu był bieg charytatywny w Lidzbarku Warmińskim. Największy sentyment ma do niego moją żona.

Dlaczego warto wziąć udział? Kto może wziąć udział, jak się zapisać i jakie trzeba spełnić warunki? Jak wygląda trasa biegu?
- Sztafeta to, moim zdaniem, specyficzna i bardzo wyjątkowa formuła zawodów. To przede wszystkim rozgrywka drużynowa. Tutaj nie liczy się wynik indywidualny, tutaj biegniemy dla zespołu. To buduje poczucie integracji i ducha drużyny. Generuje wspólny cel, wspólną radość i wzajemne wsparcie. Tu nie istotna jest czysta rywalizacja, tu najważniejsza jest zabawa! Wydaje mi się, że to jest największą wartością tego biegu i dlatego warto wziąć w nim udział. Właśnie po to, żeby wspólnie móc przeżywać fajne pozytywne emocje, dzielić się nimi i móc poczuć tę piękną kobiecą więź. W Sztafetowym Biegu Kobiet mogą wziąć udział 4-osobowe kobiece drużyny, reprezentujące kluby sportowe, amatorskie kluby biegacza, firmy, stowarzyszenia, fundacje, koleżeńskie grupy biegowe, grupy przyjaciółek, grupy miłośniczek aktywnego spędzania czasu wolnego i zdrowego stylu życia. Nie trzeba być wytrawną biegaczką, żeby wziąć udział w naszym wydarzeniu. Wystarczy wykazywać aktywność fizyczną na poziomie podstawowym. Dystans sztafety to 4x1,5 km, na którego pokonanie wyznaczony został limit czasowy wynoszący 60 min. Oznacza to, że każda z uczestniczek będzie miała do pokonania odcinek zmianowy o długości 1,5 km w średnim czasie ok. 15 min. Jest to tempo szybszego marszu bądź marszobiegu. Tak więc nasza impreza jest naprawdę dla każdej aktywnej fizycznej kobiety. Zachęcamy więc wszystkie panie do tworzenia czteroosobowych zespołów, wymyślenia fajnej nazwy dla swojej drużyny i zapisania się na bieg. Zapisy elektroniczne do biegu odbywają się za pośrednictwem strony internetowej superczas.pl do 8 marca. Oczywiście, o ile będą jeszcze wolne miejsca, będzie istniała również możliwość zapisów w dniu startu w godz. 9-11 w Biurze Zawodów w Parku Centralnym. Opłata startowa za uczestnictwo w biegu uzależniona jest od terminu jej dokonania i wynosi odpowiednio 35 zł/os. (jeżeli opłata dokonana zostanie w terminie 16.02. – 08.03.), 45 zł/os. (w przypadku dokonania opłaty w dniu startu – 11.03.).
Trasa biegu będzie przebiegała alejkami parkowymi wijącymi się w Parku Centralnym. Trasa w 99% jest po chodniku, profil trasy jest mało wymagający, jest to teren płaski z niewielkimi podbiegami i zbiegami. Strefa startu/mety usytuowana zostanie w pobliżu parkowej fontanny.

Pewnie panie z Pszczółkowski Team też zaprezentują się w rywalizacji?
- Oczywiście! Dziewczyny z Pszczółkowski Team zadeklarowały chęć uczestnictwa w biegu. Zgodnie z regułami zawodów, dotyczącymi 4-osobowych składów drużyn, utworzyliśmy trzy podzespoły o pięknie brzmiących nazwach: Aniołki Pawełka, Wojownicze Księżniczki oraz Atomic Girls. Z doświadczenia jednak wiem, że dziewczyny będą sobie wzajemnie kibicować, niezależnie od przynależności do podzespołu. Jakie zapewniacie atrakcje i na co mogą liczyć zawodniczki? Panów zapraszamy do kibicowania. Począwszy od bogatego pakietu startowego, zawierającego czapkę z daszkiem, zaproszenie na bezpłatną analizę składu ciała, karnet na siłownie oraz upominki – niespodzianki od sponsorów. Bieg poprzedzony zostanie dynamiczną wspólną rozgrzewką przeprowadzoną w rytm energetycznych hitów serwowanych przez świetnego DJ’a. Na mecie każdej zawodniczce wręczony zostanie pamiątkowy medal w kształcie czterolistnej koniczynki oraz tulipan. Co więcej po zakończeniu zawodów na nasze dziewczyny w bufecie będzie czekał zdrowy, słodki poczęstunek. Docenimy cztery najszybsze sztafety oraz najstarszą, najmłodszą i najszybszą zawodniczkę. Gwarantujemy, że dołożymy wszelkich starań, aby wydarzenie przepełnione było miłą, wesołą, pełną kobiecego uroku atmosferą. Serdecznie zapraszamy do startu wszystkie panie, a panów do kibicowania!
mn

Komentarze (0)

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB