Choć wygląda niepozornie, to jej sierpowy potrafi łby powalić niejednego mężczyznę. O swojej miłości do boksu opowiada Sandra Kruk, wicemistrzyni świata.
— Była pani grzecznym dzieckiem, czy biła się z chłopakami?
— Zdaje mi się, że raczej byłam grzecznym i nie sprawiałam problemów wychowawczych, a do tego całkiem nieźle się uczyłam (śmiech). Co do chłopaków — tak, owszem, biłam się, ale tylko na treningach. Od siódmego roku życia uczęszczałam na kick-boxing i tam nauczyłam się podstaw walki i tego, że swoje umiejętności mogę wykorzystywać tylko w ringu.
— Dlaczego boks?
— Swoją przygodę ze sportami walki zaczęłam w 1997 roku od kick-boxingu w klubie Polonia Pasłęk. Moje starsze rodzeństwo tam trenowało i chciałam tak jak oni móc spełniać się w tym sporcie. Dzięki zaangażowaniu rodziców mogliśmy się rozwijać. W 2006 roku postanowiłam jednak odejść, za co zostałam ukarana zakazem startów w zawodach na dwa lata. To było bardzo krzywdzące. Wówczas tato wpadł na pomysł, by zapisać mnie na boks. I tak zaczęła się ta moja przygoda.
— Początki były trudne?
— Tak. Musiałam przestawić się z zawodniczki kopiącej na boksującą. Poza tym trener nie był zbyt chętny do trenowania dziewczyny, ale po miesiącu przekonał się, że nie boję się rywalizować nawet z chłopakami i mam ogromną determinację, aby ćwiczyć. Wkrótce pojechałam na mistrzostwa Polski juniorek w boksie, stoczyłam swoją pierwszą walkę i… wygrałam! Moją przeciwniczką była Bojana Libiszewska z DKB Dąbrowa Górnicza, która była wówczas czołową zawodniczką w mojej wadze. Wszyscy trenerzy spisywali mnie na straty, bo nikt w boksie mnie nie znał. Jednak pokazałam, że potrafię postawić swoje warunki i wygrałam walkę jednogłośnie na punkty. Zdobyłam tytuł mistrzyni Polski i zostałam zauważona przez trenera kadry, który od razu powołał mnie do reprezentacji kraju. Momentem przełomowym w mojej karierze był rok 2012, w którym zdobyłam wicemistrzostwo świata w Qinhuangdao w Chinach.
— Co panią motywuje?
— Tak naprawdę największą moją motywacją jest mąż, który jest zarazem moim trenerem. Dzięki niemu mam chęć do doskonalenia się — rozwijam się, dążę do celu. Poza tym mam wsparcie rodziny. Ich wiara w moje siły zachęca mnie do jeszcze większej pracy. Chcę, by byli ze mnie dumni.
— Sport to pani całe życie.
— Tak, poświęcam mu sporo czasu. Trenuję zazwyczaj 3 razy dziennie 6 dni w tygodniu. Treningi potrafi ą trwać nawet do 3 godzin. To nie tylko zajęcia bokserskie, ale również pływam, jeżdżę na rowerze, biegam, korzystam z siłowni. Oczywiście nie zapominam o regeneracji i rehabilitacji. W czasie aktywności powstają różne urazy. Co jem? Na co dzień staram się odżywiać zdrowo i regularnie. Posiłki rozpisuje mi dietetyk. Trzymam ścisłą dietę, ale są momenty, kiedy mogę sobie pofolgować. W ringu mam swoje atuty i wady. Mam serce do boksu, ogromną chęć do treningów i nie boję się ryzykować w walce. Jestem niska, co wytykało mi wielu trenerów twierdząc, że nie uda mi się wysoko zajść w tej dyscyplinie. Mam zaledwie 158 cm wzrostu i jestem najniższą zawodniczką w wadze piórkowej. Ale dzięki ciężkiej pracy oraz uporowi znalazłam się w światowej czołówce boksu.
— Walka na ringu czy służba wojskowa? Gdzie się pani bardziej spełnia?
— Zarówno w ringu, jak i w służbie wojskowej. Jestem żołnierzem 4. Warmińsko-Mazurskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Służba jest dla mnie doskonałym sposobem na samorealizację i rozwój zawodowy. Boks jest życiem. Ostatnio w finale 5. Międzynarodowego Memoriału Leszka Drogosza pokonałam Paulinę Jakubczyk dzięki charakterystycznemu i nieustannemu pressingowi oraz lawinie ciosów. Wiara pozwoliła mi osiągnąć sukces, dlatego uważam, że nie można zamykać się w szufladkach, bo jeżeli czegoś bardzo mocno pragniemy, to musimy do tego dążyć. W tym roku chcę wygrać też turniej im. Feliksa Stamma, zdobyć tytuł mistrzyni Polski, Europy, a nawet i świata. Czas pokaże, czy się uda….
— Zdaje mi się, że raczej byłam grzecznym i nie sprawiałam problemów wychowawczych, a do tego całkiem nieźle się uczyłam (śmiech). Co do chłopaków — tak, owszem, biłam się, ale tylko na treningach. Od siódmego roku życia uczęszczałam na kick-boxing i tam nauczyłam się podstaw walki i tego, że swoje umiejętności mogę wykorzystywać tylko w ringu.
— Dlaczego boks?
— Swoją przygodę ze sportami walki zaczęłam w 1997 roku od kick-boxingu w klubie Polonia Pasłęk. Moje starsze rodzeństwo tam trenowało i chciałam tak jak oni móc spełniać się w tym sporcie. Dzięki zaangażowaniu rodziców mogliśmy się rozwijać. W 2006 roku postanowiłam jednak odejść, za co zostałam ukarana zakazem startów w zawodach na dwa lata. To było bardzo krzywdzące. Wówczas tato wpadł na pomysł, by zapisać mnie na boks. I tak zaczęła się ta moja przygoda.
— Początki były trudne?
— Tak. Musiałam przestawić się z zawodniczki kopiącej na boksującą. Poza tym trener nie był zbyt chętny do trenowania dziewczyny, ale po miesiącu przekonał się, że nie boję się rywalizować nawet z chłopakami i mam ogromną determinację, aby ćwiczyć. Wkrótce pojechałam na mistrzostwa Polski juniorek w boksie, stoczyłam swoją pierwszą walkę i… wygrałam! Moją przeciwniczką była Bojana Libiszewska z DKB Dąbrowa Górnicza, która była wówczas czołową zawodniczką w mojej wadze. Wszyscy trenerzy spisywali mnie na straty, bo nikt w boksie mnie nie znał. Jednak pokazałam, że potrafię postawić swoje warunki i wygrałam walkę jednogłośnie na punkty. Zdobyłam tytuł mistrzyni Polski i zostałam zauważona przez trenera kadry, który od razu powołał mnie do reprezentacji kraju. Momentem przełomowym w mojej karierze był rok 2012, w którym zdobyłam wicemistrzostwo świata w Qinhuangdao w Chinach.
— Co panią motywuje?
— Tak naprawdę największą moją motywacją jest mąż, który jest zarazem moim trenerem. Dzięki niemu mam chęć do doskonalenia się — rozwijam się, dążę do celu. Poza tym mam wsparcie rodziny. Ich wiara w moje siły zachęca mnie do jeszcze większej pracy. Chcę, by byli ze mnie dumni.
— Sport to pani całe życie.
— Tak, poświęcam mu sporo czasu. Trenuję zazwyczaj 3 razy dziennie 6 dni w tygodniu. Treningi potrafi ą trwać nawet do 3 godzin. To nie tylko zajęcia bokserskie, ale również pływam, jeżdżę na rowerze, biegam, korzystam z siłowni. Oczywiście nie zapominam o regeneracji i rehabilitacji. W czasie aktywności powstają różne urazy. Co jem? Na co dzień staram się odżywiać zdrowo i regularnie. Posiłki rozpisuje mi dietetyk. Trzymam ścisłą dietę, ale są momenty, kiedy mogę sobie pofolgować. W ringu mam swoje atuty i wady. Mam serce do boksu, ogromną chęć do treningów i nie boję się ryzykować w walce. Jestem niska, co wytykało mi wielu trenerów twierdząc, że nie uda mi się wysoko zajść w tej dyscyplinie. Mam zaledwie 158 cm wzrostu i jestem najniższą zawodniczką w wadze piórkowej. Ale dzięki ciężkiej pracy oraz uporowi znalazłam się w światowej czołówce boksu.
— Walka na ringu czy służba wojskowa? Gdzie się pani bardziej spełnia?
— Zarówno w ringu, jak i w służbie wojskowej. Jestem żołnierzem 4. Warmińsko-Mazurskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Służba jest dla mnie doskonałym sposobem na samorealizację i rozwój zawodowy. Boks jest życiem. Ostatnio w finale 5. Międzynarodowego Memoriału Leszka Drogosza pokonałam Paulinę Jakubczyk dzięki charakterystycznemu i nieustannemu pressingowi oraz lawinie ciosów. Wiara pozwoliła mi osiągnąć sukces, dlatego uważam, że nie można zamykać się w szufladkach, bo jeżeli czegoś bardzo mocno pragniemy, to musimy do tego dążyć. W tym roku chcę wygrać też turniej im. Feliksa Stamma, zdobyć tytuł mistrzyni Polski, Europy, a nawet i świata. Czas pokaże, czy się uda….
Boks — ZALETY:
* w czasie intensywnych godzinnych zajęć z bokserskim workiem możemy
stracić nawet 800 kalorii, a pozwala przyspieszyć tempo przemiany materii i skutecznie pozbyć się zbędnych kilogramów, a także cellulitu,
* uczy samoobrony,
* łagodzi stres oraz wzmacnia pewność siebie,
* to także dawka dobrej zabawy, która spowoduje wzrost endorfin.
Komentarze (2)
Dodaj komentarz Odśwież
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez
andrzej #2454763 | 94.254.*.* 5 mar 2018 18:54
widać że komentarz napisał ten co nie był w wojsku albo nosi obcisłe spodnie bo ot to nie tylko zolnierze ale także kadra która ich szkoli/żołnierze zawodowi/ doucz się
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) !
odpowiedz na ten komentarz
pokaż odpowiedzi (1)
Jakim żołnierzem dziewczyno?? OT to wekendowa #2454619 | 193.46.*.* 5 mar 2018 15:49
Jakim żołnierzem dziewczyno?? OT to wekendowa dzieciarnia co po zajęciach i ognisku wraca do domu skoszarować Was i dac normalne zajecia to po ntygodniu by garstka została
Ocena komentarza: warty uwagi (1) !
odpowiedz na ten komentarz