Prorodzinność i proregionalność interesuje nas bardziej niż komercja — podkreślają organizatorzy cyklu zawodów Grand Prix Warmii i Mazur. Jeśli jeszcze nigdy nie brałeś udziału w tej imprezie w tym sezonie, masz na to jeszcze szansę — jesienią zaprasza Nidzica. O tym, jak to wszystko się zaczęło z Jackiem Tkaczem rozmawia Agnieszka Porowska.
— Rozpoczęliśmy współpracę ok. 4 lat temu. Powstawała wtedy drużyna Team Kopeć. Byłem tam drugą lub trzecią wciągniętą osobą. Tomek de facto jako pierwszy zapoznał mnie z Wojtkiem i bardzo dużo przysłużył się dla drużyny i też mocno wspierał moją osobę w rożnego rodzaju działaniach. Z Wojtkiem poznaliśmy się w czasie siarczystych mrozów przy —17 st. C. Na lodowatych zawodach City Trail podszedł do mnie, chwilę pogadaliśmy, pogratulował mi ukończenia biegu. Oczywiście przybiegłem tam ostatni, bo trochę tej masy mam. I następnego dnia wpadł do mnie i powiedział, że będzie mnie trenował. A ja powiedziałem "No to chłopie, masz wyzwanie, jak ze słonia zrobisz zawodnika biegacza, to chwała ci."
— I zrobił?
— Zrobił, choć ze względu na moją niepełnosprawność nigdy nie będę miał takich wyników i możliwości jak inni. Stworzyliśmy razem drużynę Team Kopeć. Pomagałem mu logistycznie, bo Wojtek wcześniej siedział 6 lat w Stanach i nie bardzo się orientował w polskich realiach.
— A wcześniej, zanim włączył się pan do Team Kopeć, sporo pan samotnie trenował?
— Do pewnego czasu ze względu na niepełnosprawność moja aktywność była praktycznie zerowa. I jeden kolega namówił mnie „a może zaczniesz sobie trochę truchtać”? No i delikatnie zacząłem. I chyba już na trzecim biegu poznałem Wojtka, pamiętam, że on wtedy ten wyścig wygrał.
— Czyli najgorszy biegacz zawodów z najlepszym biegaczem połączyli siły i zaczęła się wspólna przygoda i wspólne realizowanie pasji?
— No właśnie. Byłem strasznie zdziwiony, że Wojtek chce trenować niepełnosprawnego. Ale przed nim nie ma rzeczy niemożliwych. To jest człowiek z niewyczerpaną energią i liczbą pomysłów. Uwielbia podróżować, zwiedził kawał świata. I to on wpadł na pomysł, żeby zrealizować taki lokalny bieg w gospodarstwie rybackim w Szwaderkach. I od tego biegu się wszystko zaczęło. Szybko poznaliśmy gdzieś ekipę pomiaru czasu, która przyłączyła się do nas. A potem ktoś się z nami skontaktował i zapytał, czy nie moglibyśmy zrobić biegu w Nidzicy? I tak, jak w Szwaderkach było bardzo kameralnie, to do Nidzicy przyjechało sporo ludzi. Machina zaczęła się rozkręcać. Wojtek zapragnął całego cyklu. I tak powstało Grand Prix Granicy Warmii i Mazur. Po drodze trochę ewoluowało, bo były różne zapisy w regulaminach i cały czas kombinowaliśmy w kategoriach. Wszystkiego w organizacji biegów uczyliśmy się sami. A główną ideą Grand Prix było, by zaktywizować tych wszystkich ludzi, którzy mieszkają tam, gdzie nie docierają największe popularne biegi, za którymi stoją wielcy sponsorzy. Na naszej trasie pojawiło się wiele wiosek i wsi. Chcemy aktywizować mniejsze społeczności. Dzięki Grand Prix powstało wiele grup biegowych, ludzie poznali swoich sąsiadów, wielu zjednoczyło siły. Przykładem na to jest np. prężnie działająca „Nidzica biega”.
— Ktoś was za to docenił?
— W tamtym roku dostaliśmy wyróżnienie od marszałka Warmii i Mazur. Dał nam środki na realizację kilku projektów. Zawsze przykładamy też sporą wagę do aktywizowania osób niepełnosprawnych. To ja Wojtka wprowadziłem w te środowisko, bo nie dość, że od dziecka sam jestem niepełnosprawny, to jeszcze pracuję w instytucji, która się niepełnosprawnymi zajmuje. Wiedziałem więc, co i jak. Stawiamy też na starszych. Wyciągamy ludzi z domów gdy nudzą się na emeryturach i rentach. Proponujemy im mniejszą opłatę startową, a także tworzymy sporo kategorii wiekowych, żeby każdy mógł się czuć dobrze z rówieśnikami. A jak biegną dorośli: rodzice, dziadkowie to trzeba też coś zrobić z dziećmi. I dzieci też dzielimy na trzy kategorie wiekowe. Każdy na naszych zawodach znajdzie miejsce dla siebie. Dzieci od najmłodszych lat trzeba zarażać sportem. One też mogą stać się pełnowartościowym członkiem całej rodziny biegowej. Każdy dostaje numer startowy i medal.
— Słyszałam, że wasze medale robią wrażenie.
— Zawsze staramy się związać je z regionem i jego historią oraz przyrodą, która na danym terenie występuje. Numery startowe też staramy się wzbogacać w ten sposób. Zależy nam, żeby Grand Prix Granicy Warmii i Mazur było takim naszych lokalnym wytworem, żeby kojarzyło się jednoznacznie z naszymi rejonami.
— Te biegi to przeważnie jakie odległości?
— Raczej krótkie — 5, 10 km. Choć w tym roku zrobiliśmy też jedną 15-stkę. Połączyliśmy dwie gminy — Dąbrówno i Rybno. Włodarze tych gmin byli bardzo zadowoleni, bo start był w Dąbrównie, a meta w Rybnie. Zaszczepiliśmy w tych dwóch sąsiadujących ze sobą gminach żyłkę rywalizacji, ale i zażyłości.
— Ile osób bierze udział w takich zawodach?
— Zazwyczaj jest ponad 100 osób, a w ubiegłym roku w Nidzicy pobiliśmy rekord. Zapisało się do nas ponad 200 osób. I, nieskromnie powiem, że naprawdę mamy już niezłe doświadczenie w realizacji biegów. Poza Grand Prix zorganizowaliśmy też duży bieg w Iławie. To „IPB Nocny Bieg na 5 km o puchar Eugeniusza Jaremko”. Tam przyjeżdża ok. 600 osób wraz z całą czołówką krajową na 5 km. Byliśmy prekursorami w województwie, jeśli chodzi o organizacje nocnych biegów. Padło na Iławę, bo tam pojawił się sponsor. Jak na mistrzostwach Polski wyniki poniżej 15 minut na 5 km to są bardzo dobre wyniki, to u nas było takich wyników było całe mnóstwo. Naprawdę poziom tych zawodów był niesamowity. Mieliśmy sporo nagród w różnych kategoriach, nawet tak ścisłych jak najlepszy w powiatu iławskiego itd. Doceniono „lokalsów”. To była wtedy druga impreza w województwie co do liczby uczestników. A w biegach nocnych byliśmy chyba najwięksi na terenie północno-wschodniej Polski.
Wiosenna Piątka, czyli bieg na 5 km w Olsztynie
Im niska temperatura niestraszna. 200 zawodników wystartowało w Wiosennej Piątce - biegu na 5 km w Olsztynie. To pierwsze zawody z nowego cyklu biegowego - „Olsztyńskie Biegowe Cztery Pory Roku”. Zawody odbyły się na Słonecznej Polanie za lotniskiem na Dajtkach. Najszybciej trasę przebiegł Dawid Worobiec (Team Kopeć) . Drugi był Daniel Mikielski (Team Kopeć), trzeci natomiast - Karol Kowalski (Team Kopeć). Pierwsza pani na mecie to Marta Stańczuk. Cykl składa się z czterech biegów o każdej porze roku. Wiosna już za nami wiosna. Kolejne biegi zaplanowano na - 15 lipca (lato), 21 października (jesień), 16 grudnia (zima). Wyniki: http://www.projektigrzyska.pl/wyniki/151-wiosenna-piatka-w-olsztynie/ PATRONAT MEDIALNY - FIT NIE FAT.
— Działacie też charytatywnie.
— Tak były czasy, że część wpisowych opłat Grand Prix szło na rehabilitację konkretnego dziecka. Staramy się budować rodzinny klimat tych imprez. Jak przyjeżdża cała nasza setka, to wszyscy się lubią i znają. Atmosfera jest wyjątkowa. Prorodzinność i proregionalność interesuje nas bardziej niż komercja. Daleko nam do charakteru warszawskich masowych biegów. Te małe lokalne grupki biegowe powstały między innymi dlatego, że wprowadziliśmy też klasyfikację drużynową. Ludzie chcąc wziąć w niej udział, musieli się rozejrzeć w okół siebie i zapoznać.
— To teraz jaki planujecie najbliższy bieg, jeśli chodzi o Grand Prix Warmii i Mazur?
— To będzie już ostatni bieg w tym sezonie 6 października w Nidzicy. A do tej pory w tym sezonie byliśmy już w Wólce Orłowskiej na terenie gospodarstwa rybackiego, w Bartbo w Butrynach, w lesie na Dajtkach w Olsztynie, potem Olsztynek i Dąbrówno-Rybno. I ostatnio miejscowość, gdzie wszystko się zaczęło czyli Szwaderki.
— A zimą nie biegacie?
— Kiedyś robiliśmy taki Zimowy Kwartet w Olsztynie. Ale, ze względu na brak środków i małe zainteresowanie władz miasta, musieliśmy go zawiesić. A cieszył się całkiem dużą popularnością. To były cztery biegi w czterech różnych miejsca w Olsztynie. Wychodzi na to, że ludzie zimą też chcą biegać. Zrobiliśmy jeszcze wtedy taki specjalny medal układankę — takiego bałwanka, którego części dostawało się po ukończeniu każdego z czterech biegów. To determinowało ludzi do zrobienia całości, bo, co komu po ćwiartce bałwanka?
— Brzmi świetnie, takie medale zachęcają. Może w tym roku uda się, żeby ten biegowy kwartet zagrał ponownie?
— Jesteśmy otwarci, ale nie mam kasy. Jeśli tylko znajdą się sponsorzy, wchodzimy w to.
— W tym roku debiutowaliście też jako organizatorzy ultrabiegu?
— Tak w Szwaderkach to całkiem nieźle wypaliło, wszyscy byli zadowoleni. Nikt nie pomylił trasy, a to się często zdarza na długodystansowych biegach. Także organizacyjnie daliśmy radę. Zaangażowaliśmy w to lokalne bazy noclegowe. I w stronę ultra teraz też będziemy iść, a może nawet biec. Z nowości to jeszcze to, że w tym roku pod Grand Prix podłączyliśmy też rowery. Zrobiliśmy rodzinny rajd na 30 km. Może w przyszłym roku uda się znów? Zimą z Wojtkiem zbierzemy się i będziemy myśleć.
Nutripol Bieg o Puchar Burmistrza Olsztynka
Najpierw pobiegli zawodnicy głównego biegu, potem dzieci. Ci pierwsi rywalizowali na dystansie 5 km. Na starcie stanęło ponad 200 biegaczy. Była moc i adrenalina. Za nami Nutripol Bieg o Puchar Burmistrza Olsztynka. WYNIKI - http://projektigrzyska.pl/wyniki/84-nutripol-bieg-o-puchar-burmistrza-olsztynka/ Fot. Monika Nowakowska
— Grand Prix Granicy Warmii i Mazur to nie jedyna wasza działalność?
— Jeśli ktoś prosi nas o organizację jakiegoś innego biegu, też chętnie się włączamy. Przed nami np. Bieg o Złoty Hebel w Grodzicznie 15 września. W tamtejszej fabryce mebli pracuje jeden z naszych członków drużyny Team Kopeć. To on w tamtym roku wyszedł z taką inicjatywą. Właścicielowi zakładu bardzo pomysł spodobał się. Część opłaty wpisowej z tamtego biegu przeznaczona została na zakup wózka inwalidzkiego dla dziecka jednego z pracowników fabryki. Teraz przed nami druga edycja i też o wymiarze charytatywnym. W tym roku robimy tam też bieg dla dzieci. Grand Prix to nasz pomysł, nasza idea i nasze serce. W sumie nawet bardziej pomysł Wojtka. Ja mu bardziej pomagam, jeśli chodzi o grafiki, o komputery i social media. No i zajmuję się spikerką, prowadzę wiele z tych biegów. Kilka lat temu nigdy w życiu bym nie pomyślał, że sprawdzę się w tej roli, że takie wyzwania mnie w życiu czekają. W tym roku zrobiłem profesjonalną licencję Polskiego Związku Lekkoatletyki, więc mam już nawet na to papiery. Zostałem zawodowym komentatorem. Stało się to moją drugą pasją.
— A sam pan bierze udział jeszcze w biegach?
— Jak mi zdrowie pozwala i nie mam żadnej kontuzji to biegnę. Ale nawet branie udziału w biegach od strony zaplecza to też ogromna fizyczna praca. Potrafię być wtedy 10 godzin bez przerwy na nogach. Wojtek idzie w trasę, a ja oprócz tego, że zajmuje się spikerką, dbam o to, by został zachowany porządek. Wojtek znakuje trasy, ustawia informacje, a ja krążę między biurem zawodów i ludźmi. Trzeba na bieżąco monitorować, co się dzieje. Robimy to naprawdę w niewiele osób. My z Wojtkiem jesteśmy dowodzącymi i pomaga nam kilku krewnych, znajomych i wolontariuszy. Ale kochamy to, co robimy i nie zamierzamy przestać.
Agnieszka Porowska
Komentarze (0)
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez