Jest takie mądre powiedzenie: „Wyczynem jest przebiec 42 kilometry, ale jeszcze większym biegać przez 42 lata”. I tego chcę się trzymać – podkreśla Monika Gauk-Bujalska, społeczniczka, mama, sportsmenka, animatorka slow joggingu w Olsztynie i organizatorka bezpłatnych zajęć pilatesu na świeżym powietrzu.
— „Slow jogging — truchtem po satysfakcję” to nowy punkt na sportowej mapie Olsztyna.
— Tak i bardzo się cieszę, że już jest. Slow jogging to japońska metoda, której twórcą jest profesor Hiroaki Tanaka. Praktykowany jest głównie w Japonii, a do Polski trafił za sprawą Magdaleny Jackowskiej. Zyskuje popularność i powoli przychodzi czas na jego rozkwit. Mamy także Stowarzyszenie Slow Jogging Polska, które kładzie nacisk na szkolenia, na poszukiwanie animatorów i instruktorów w większych miastach Polski. Zależy nam, by uaktywniać tę formę ruchu, bo jest to sposób dla każdego, w każdym wieku, niezależnie od naszej kondycji. W każdej chwili możemy wstać i zacząć bezpiecznie truchtać. Nie trzeba być specjalnie fizycznie przygotowanym. Nie trzeba porywać się na zakupy profesjonalnego sprzętu, obuwia czy stroju.
— To co trzeba?
— Wyjść z domu, znaleźć chęci i truchtać z nami. Wraz z akcją „Olsztyn.Aktywnie!” prowadzimy cykl spotkań biegowych pod wspomnianym już hasłem „Slow jogging — truchtem po satysfakcję”. Na początku każdego spotkania krótko opowiadam o metodzie, pokazuję, jak technicznie dobrze wykonywać trucht. I namawiam wszystkich, aby — zgodnie z zaleceniami twórcy metody — truchtać minimum 30 minut dziennie. Zauważa się wtedy fajne efekty, poprawia się nasza kondycja, a przy okazji tracimy zbędne kilogramy.
— Biegniemy wolniej niż na normalnym joggingu?
— Zdecydowanie. Średnio biegnie się od 4 do 6 kilometrów na godzinę. Niektórzy pokonują od 3 do 5 kilometrów na godzinę — w zależności od grupy wiekowej. Osoba towarzysząca może maszerować, a my w tym czasie możemy uprawiać slow jogging i miło sobie gawędzić. I taka będzie z tego korzyść, że spalimy dwa razy więcej kalorii, niż gdybyśmy maszerowali. Tempo jest to samo, ale poprzez uaktywnienie dużych grup mięśniowych nasze ciało spali więcej energii.
— Trzeba się bardziej uginać na nogach niż w zwykłym marszu?
— Jeden krok slow joggingu to 1/3 kroku biegowego. Stawiamy drobne kroki i dynamicznie posuwamy się do przodu. Prędkość z czasem można zwiększać, ale trzeba pamiętać o kadencji, czyli o zachowaniu odpowiedniej liczby kroków. W ciągu minuty powinniśmy wykonać 180 kroków.
Drugim fundamentem tej metody to Niko-niko, czyli bieg w strefie komfortu z uśmiechem. Podczas biegu nie powinniśmy złapać zadyszki. W czasie biegu powinniśmy móc swobodnie rozmawiać. Ważny jest grupowy, towarzyski charakter tej aktywności. Mamy spędzić fajnie czas, a nie patrzeć na zegarki, osiągi i targety. Najważniejszą techniczną sprawą jest to, że biegniemy ze śródstopia. Dzięki temu jesteśmy dobrze amortyzowani. Nie ucierpią nasze stawy, kolana, kręgosłup.
— Pierwsze spotkanie odbyło się 8 lipca.
— Tak i od tego czasu nasza grupa systematycznie się powiększa. Spotykamy się w każdą niedzielę o godzinie 10 przy fontannie w parku Centralnym. Wielu uczestników chyba naprawdę zakochało się w metodzie slow. Ona daje fajne możliwości. Niektórzy boją się podjąć jakąś aktywność, bo boją się oceny i tego, że nie podołają.
— Mam wrażenie, że sporo ludzi popada w skrajności. Albo nie robią nic, albo rzucają się na głęboką wodę i szybko odpuszczają. A przecież żeby utrzymać się w ogólnej sprawności fizycznej, wystarczy pół godziny ruchu dziennie.
— Spodobało mi się pewne mądre stwierdzenie: „Wyczynem jest przebiec 42 kilometry, ale jeszcze większym biegać przez 42 lata”. I tego chcę się trzymać. Slow jogging polega na tym, żeby trochę zwolnić, żeby się nie forsować i nie wychodzić poza strefę komfortu. Nasze spotkania zasila zróżnicowana grupa, zarówno pod względem wiekowym, jak również wagowym. Przychodzi sporo kobiet, ale są też mężczyźni, dzieci — jedno nawet w wózku. Przychodzi też pies Leon, który także dba o formę. Spotkania zaczynamy od krótkiej rozgrzewki, potem biegniemy około 30-40 minut i kończymy sesją streachingową.
— Slow jogging to nie pierwsza aktywność, którą plenerowo pani zapoczątkowała. Organizuje też pani spotkania z pilatesem.
— To takie spontaniczne spotkania, które organizuję, gdy tylko znajdę czas. Informacje o nich, jak również „spotkaniach truchtem” umieszczam na stronach Pure Pilates Olsztyn i Slow Jogging Olsztyn. Staram się działać społecznie i na pilatesie poruszyć zwłaszcza kobiety. Ćwiczymy w pięknych okolicznościach przyrody, korzystamy z naszego olsztyńskiego krajobrazu, wybieramy las lub brzeg jeziora. Na Facebooka wrzucam informację o wydarzeniu, wstęp jest bezpłatny. Tu znów chodzi o to, by sobie fajnie i aktywnie spędzić czas.
— Wielu kojarzy pilates jako powolną formę rozciągania się.
— Nie do końca tak jest. Każdy, kto wziął, udział chociaż w jednej lekcji pilatesu, wie, że tam naprawdę można się przyjemnie zmęczyć, czego konsekwencją będzie silne, elastyczne i smukłe ciało. System Pilatesa proponuje ćwiczenia wzmacniające, ale także rozciągające nasze cało. Skupiamy się nad mięśniami coru, czyli tak zwanymi mięśniami środka. Dzięki temu nasze ciało jest silne, sprawne, poprawia się też nasza postawa. Uczymy się poprawnych wzorców ruchowych.
Chodzi o to, by ćwiczenia wykonywać w skupieniu, w rytm oddechu, ale przede wszystkim poprawnie technicznie. Jest sporo sposobów, by urozmaicić sobie taką lekcję — można używać taśm, gum oporowych, piłek, hantli. Od jakiegoś czasu staram się podchodzić do życia na spokojnie, a pilates świetnie komponuje się ze slow joggingiem. Wcale nie trzeba się zaharowywać, by zobaczyć efekty.
— Slow jogging i pilates wydają się być spokojnymi i zrównoważonymi formami ruchu. Czy możemy je polecić kobietom w ciąży?
— Oczywiście do każdego przypadku trzeba podjeść indywidualnie. Każdy odpowiedzialny instruktor najpierw powinien poprosić o opinię lekarza prowadzącego. Kobiety z prawidłowo rozwijającą się ciążą nie mają przeciwwskazań do aktywności. Trzeba dobrać odpowiedni i komfortowy dla siebie ruch. Wszystko też zależy też od tego, jaką kondycją wcześniej dysponowała kobieta ciężarna. Polecam marsze i wolny trucht na świeżym powietrzu oraz wiele ćwiczeń z metody Pilatesa. Ważne, aby wybrać instruktora, który jest ukierunkowany na pracę z kobietami w ciąży. Należy o to zapytać przed rozpoczęciem zajęć ruchowych.
— Wokół ciąży narosło wiele stereotypów, na przykład to, że w tym czasie kobiecie niewiele wolno. No, może jeść za dwoje. Co też jest ciążowym mitem.
— Ja byłam aktywna w obu ciążach. A takiej największej motywacji do aktywnego życia dostałam po urodzeniu pierwszego syna. Po porodzie poczułam, że to jest ten moment, że chcę działać, chcę się ruszać, a przecież zacząć można zawsze. Dzięki temu nasze ciało wolniej się starzeje.
Oprócz ruchu — ważne są oczywiście zdrowe odżywianie i dobry sen oraz przebywanie wśród zieleni na świeżym powietrzu. Holistyczne podejście zapewni nam zdrowie i lepsze samopoczucia. Te 30 minut dziennie jest zbawienne i zawsze się tego trzymam. Tyle czasu znajdzie każdy. Możemy ćwiczyć w domu na macie, gdy na przykład dziecko śpi, albo z wózkiem wyjść na długi spacer. Treningi aerobowe dobrze jest uzupełniać wzmacniającymi, nie zapominając także o rozciąganiu. Pilates i slow jogging są dla mnie idealną pigułką na sprawne ciało.
— Jest pani aktywną mamą i ma pani aktywne dzieci. Synowie to zapalni żeglarze.
— Straszy syn zaczął pięć lat temu, jako siedmiolatek. Czynnie żegluje w klubie Nauticus, a młodszy syn, sześciolatek, zaczyna w tym roku. Z racji tego, że prawie od urodzenia śledzi żeglarskie poczynania brata, to dzięki trenerom trafił na łódkę wcześnie. Nie miał oporu, nie miał lęków, bo otacza go towarzystwo z tą samą pasją — koledzy, koleżanki i brat.
— Co czuje mama, gdy jej kilkuletnie dziecko wypływa samodzielnie w małej optymistce na wielkie wody? Dla wielu wydaje się to dość ryzykowne.
— Czuję dumę, bo wiem, że nic złego się nie zdarzy. Jest bezpieczny pod okiem doświadczonych instruktorów. Dziecko bez kapoku nie może się poruszać w strefie żeglarskiej. Przy pierwszym synu już się wszystkiego nauczyłam, ze wszystkim się oswoiłam i teraz jestem już spokojna.
Nie ma chyba innego sportu, który tak mocno budowałby więzi z naturą. Poza tym dziecko uczy się zdrowej rywalizacji, obowiązkowości i dobrej organizacji. Kształci w sobie zmysł techniczny — trzeba myśleć taktycznie, wiedzieć, jak ustawić się do wiatru i obrać swoją strategię.
Żeglarstwo to też duża aktywność ruchowa dla dzieci, bo buduje się siłę i koordynację, aby sprawnie przemieszczać się po łódce. A poza tym żeglarstwo bardzo uodparnia. Mój syn ma 12 lat i antybiotyk brał dwa razy w życiu. Nieraz miał sine usta, nieraz wpadł do zimnego jeziora, ale nie było żadnych konsekwencji. Widać, że jest zahartowany.
— Ale ktoś może powiedzieć: żeglarstwo to zaledwie kilka miesięcy, a dzieci powinny się ruszać przez cały rok.
— Zimą klub nie przestaje pracować, dzieciaki spotykają się cały rok — organizuje się im zajęcia na basenie lub biegi po lesie. Cały rok są popychane i aktywizowane na różne sposoby. Najgorsze to utknąć w fotelu z tabletem w dłoni. Mamy niebezpieczne czasy — my chcemy je przed tymi technologicznymi pułapkami uchronić.
— Od zawsze miała pani taki zmysł organizatorki społeczniczki? Na co dzień pracuje pani w jednym z olsztyńskich klubów jako trenerka, wychowuje pani dzieci i znajduje pani jeszcze czas na aktywność społeczną. Wszystkie organizowane przez panią eventy na świeżym powietrzu są bezpłatne.
— To mnie pozytywnie napędza, to moja motywacja. Społeczna część mojej działalności cieszy mnie najbardziej. Ludzie do klubu czasem boją się przyjść, a niezobowiązująco pojawić się na jakiejś łące w weekend zawsze łatwiej. Nasi uczestnicy spotkań są otwarci, uśmiechnięci. Widać, że przynosi im to dużo radości. Jestem w stanie zrobić wiele, by przekonać do aktywności wszystkich wątpiących. To naprawdę pomaga żyć!
Agnieszka Porowska
— Tak i bardzo się cieszę, że już jest. Slow jogging to japońska metoda, której twórcą jest profesor Hiroaki Tanaka. Praktykowany jest głównie w Japonii, a do Polski trafił za sprawą Magdaleny Jackowskiej. Zyskuje popularność i powoli przychodzi czas na jego rozkwit. Mamy także Stowarzyszenie Slow Jogging Polska, które kładzie nacisk na szkolenia, na poszukiwanie animatorów i instruktorów w większych miastach Polski. Zależy nam, by uaktywniać tę formę ruchu, bo jest to sposób dla każdego, w każdym wieku, niezależnie od naszej kondycji. W każdej chwili możemy wstać i zacząć bezpiecznie truchtać. Nie trzeba być specjalnie fizycznie przygotowanym. Nie trzeba porywać się na zakupy profesjonalnego sprzętu, obuwia czy stroju.
— To co trzeba?
— Wyjść z domu, znaleźć chęci i truchtać z nami. Wraz z akcją „Olsztyn.Aktywnie!” prowadzimy cykl spotkań biegowych pod wspomnianym już hasłem „Slow jogging — truchtem po satysfakcję”. Na początku każdego spotkania krótko opowiadam o metodzie, pokazuję, jak technicznie dobrze wykonywać trucht. I namawiam wszystkich, aby — zgodnie z zaleceniami twórcy metody — truchtać minimum 30 minut dziennie. Zauważa się wtedy fajne efekty, poprawia się nasza kondycja, a przy okazji tracimy zbędne kilogramy.
— Biegniemy wolniej niż na normalnym joggingu?
— Zdecydowanie. Średnio biegnie się od 4 do 6 kilometrów na godzinę. Niektórzy pokonują od 3 do 5 kilometrów na godzinę — w zależności od grupy wiekowej. Osoba towarzysząca może maszerować, a my w tym czasie możemy uprawiać slow jogging i miło sobie gawędzić. I taka będzie z tego korzyść, że spalimy dwa razy więcej kalorii, niż gdybyśmy maszerowali. Tempo jest to samo, ale poprzez uaktywnienie dużych grup mięśniowych nasze ciało spali więcej energii.
— Trzeba się bardziej uginać na nogach niż w zwykłym marszu?
— Jeden krok slow joggingu to 1/3 kroku biegowego. Stawiamy drobne kroki i dynamicznie posuwamy się do przodu. Prędkość z czasem można zwiększać, ale trzeba pamiętać o kadencji, czyli o zachowaniu odpowiedniej liczby kroków. W ciągu minuty powinniśmy wykonać 180 kroków.
Drugim fundamentem tej metody to Niko-niko, czyli bieg w strefie komfortu z uśmiechem. Podczas biegu nie powinniśmy złapać zadyszki. W czasie biegu powinniśmy móc swobodnie rozmawiać. Ważny jest grupowy, towarzyski charakter tej aktywności. Mamy spędzić fajnie czas, a nie patrzeć na zegarki, osiągi i targety. Najważniejszą techniczną sprawą jest to, że biegniemy ze śródstopia. Dzięki temu jesteśmy dobrze amortyzowani. Nie ucierpią nasze stawy, kolana, kręgosłup.
— Pierwsze spotkanie odbyło się 8 lipca.
— Tak i od tego czasu nasza grupa systematycznie się powiększa. Spotykamy się w każdą niedzielę o godzinie 10 przy fontannie w parku Centralnym. Wielu uczestników chyba naprawdę zakochało się w metodzie slow. Ona daje fajne możliwości. Niektórzy boją się podjąć jakąś aktywność, bo boją się oceny i tego, że nie podołają.
— Mam wrażenie, że sporo ludzi popada w skrajności. Albo nie robią nic, albo rzucają się na głęboką wodę i szybko odpuszczają. A przecież żeby utrzymać się w ogólnej sprawności fizycznej, wystarczy pół godziny ruchu dziennie.
— Spodobało mi się pewne mądre stwierdzenie: „Wyczynem jest przebiec 42 kilometry, ale jeszcze większym biegać przez 42 lata”. I tego chcę się trzymać. Slow jogging polega na tym, żeby trochę zwolnić, żeby się nie forsować i nie wychodzić poza strefę komfortu. Nasze spotkania zasila zróżnicowana grupa, zarówno pod względem wiekowym, jak również wagowym. Przychodzi sporo kobiet, ale są też mężczyźni, dzieci — jedno nawet w wózku. Przychodzi też pies Leon, który także dba o formę. Spotkania zaczynamy od krótkiej rozgrzewki, potem biegniemy około 30-40 minut i kończymy sesją streachingową.
— Slow jogging to nie pierwsza aktywność, którą plenerowo pani zapoczątkowała. Organizuje też pani spotkania z pilatesem.
— To takie spontaniczne spotkania, które organizuję, gdy tylko znajdę czas. Informacje o nich, jak również „spotkaniach truchtem” umieszczam na stronach Pure Pilates Olsztyn i Slow Jogging Olsztyn. Staram się działać społecznie i na pilatesie poruszyć zwłaszcza kobiety. Ćwiczymy w pięknych okolicznościach przyrody, korzystamy z naszego olsztyńskiego krajobrazu, wybieramy las lub brzeg jeziora. Na Facebooka wrzucam informację o wydarzeniu, wstęp jest bezpłatny. Tu znów chodzi o to, by sobie fajnie i aktywnie spędzić czas.
— Wielu kojarzy pilates jako powolną formę rozciągania się.
— Nie do końca tak jest. Każdy, kto wziął, udział chociaż w jednej lekcji pilatesu, wie, że tam naprawdę można się przyjemnie zmęczyć, czego konsekwencją będzie silne, elastyczne i smukłe ciało. System Pilatesa proponuje ćwiczenia wzmacniające, ale także rozciągające nasze cało. Skupiamy się nad mięśniami coru, czyli tak zwanymi mięśniami środka. Dzięki temu nasze ciało jest silne, sprawne, poprawia się też nasza postawa. Uczymy się poprawnych wzorców ruchowych.
Chodzi o to, by ćwiczenia wykonywać w skupieniu, w rytm oddechu, ale przede wszystkim poprawnie technicznie. Jest sporo sposobów, by urozmaicić sobie taką lekcję — można używać taśm, gum oporowych, piłek, hantli. Od jakiegoś czasu staram się podchodzić do życia na spokojnie, a pilates świetnie komponuje się ze slow joggingiem. Wcale nie trzeba się zaharowywać, by zobaczyć efekty.
— Slow jogging i pilates wydają się być spokojnymi i zrównoważonymi formami ruchu. Czy możemy je polecić kobietom w ciąży?
— Oczywiście do każdego przypadku trzeba podjeść indywidualnie. Każdy odpowiedzialny instruktor najpierw powinien poprosić o opinię lekarza prowadzącego. Kobiety z prawidłowo rozwijającą się ciążą nie mają przeciwwskazań do aktywności. Trzeba dobrać odpowiedni i komfortowy dla siebie ruch. Wszystko też zależy też od tego, jaką kondycją wcześniej dysponowała kobieta ciężarna. Polecam marsze i wolny trucht na świeżym powietrzu oraz wiele ćwiczeń z metody Pilatesa. Ważne, aby wybrać instruktora, który jest ukierunkowany na pracę z kobietami w ciąży. Należy o to zapytać przed rozpoczęciem zajęć ruchowych.
— Wokół ciąży narosło wiele stereotypów, na przykład to, że w tym czasie kobiecie niewiele wolno. No, może jeść za dwoje. Co też jest ciążowym mitem.
— Ja byłam aktywna w obu ciążach. A takiej największej motywacji do aktywnego życia dostałam po urodzeniu pierwszego syna. Po porodzie poczułam, że to jest ten moment, że chcę działać, chcę się ruszać, a przecież zacząć można zawsze. Dzięki temu nasze ciało wolniej się starzeje.
Oprócz ruchu — ważne są oczywiście zdrowe odżywianie i dobry sen oraz przebywanie wśród zieleni na świeżym powietrzu. Holistyczne podejście zapewni nam zdrowie i lepsze samopoczucia. Te 30 minut dziennie jest zbawienne i zawsze się tego trzymam. Tyle czasu znajdzie każdy. Możemy ćwiczyć w domu na macie, gdy na przykład dziecko śpi, albo z wózkiem wyjść na długi spacer. Treningi aerobowe dobrze jest uzupełniać wzmacniającymi, nie zapominając także o rozciąganiu. Pilates i slow jogging są dla mnie idealną pigułką na sprawne ciało.
— Jest pani aktywną mamą i ma pani aktywne dzieci. Synowie to zapalni żeglarze.
— Straszy syn zaczął pięć lat temu, jako siedmiolatek. Czynnie żegluje w klubie Nauticus, a młodszy syn, sześciolatek, zaczyna w tym roku. Z racji tego, że prawie od urodzenia śledzi żeglarskie poczynania brata, to dzięki trenerom trafił na łódkę wcześnie. Nie miał oporu, nie miał lęków, bo otacza go towarzystwo z tą samą pasją — koledzy, koleżanki i brat.
— Co czuje mama, gdy jej kilkuletnie dziecko wypływa samodzielnie w małej optymistce na wielkie wody? Dla wielu wydaje się to dość ryzykowne.
— Czuję dumę, bo wiem, że nic złego się nie zdarzy. Jest bezpieczny pod okiem doświadczonych instruktorów. Dziecko bez kapoku nie może się poruszać w strefie żeglarskiej. Przy pierwszym synu już się wszystkiego nauczyłam, ze wszystkim się oswoiłam i teraz jestem już spokojna.
Nie ma chyba innego sportu, który tak mocno budowałby więzi z naturą. Poza tym dziecko uczy się zdrowej rywalizacji, obowiązkowości i dobrej organizacji. Kształci w sobie zmysł techniczny — trzeba myśleć taktycznie, wiedzieć, jak ustawić się do wiatru i obrać swoją strategię.
Żeglarstwo to też duża aktywność ruchowa dla dzieci, bo buduje się siłę i koordynację, aby sprawnie przemieszczać się po łódce. A poza tym żeglarstwo bardzo uodparnia. Mój syn ma 12 lat i antybiotyk brał dwa razy w życiu. Nieraz miał sine usta, nieraz wpadł do zimnego jeziora, ale nie było żadnych konsekwencji. Widać, że jest zahartowany.
— Ale ktoś może powiedzieć: żeglarstwo to zaledwie kilka miesięcy, a dzieci powinny się ruszać przez cały rok.
— Zimą klub nie przestaje pracować, dzieciaki spotykają się cały rok — organizuje się im zajęcia na basenie lub biegi po lesie. Cały rok są popychane i aktywizowane na różne sposoby. Najgorsze to utknąć w fotelu z tabletem w dłoni. Mamy niebezpieczne czasy — my chcemy je przed tymi technologicznymi pułapkami uchronić.
— Od zawsze miała pani taki zmysł organizatorki społeczniczki? Na co dzień pracuje pani w jednym z olsztyńskich klubów jako trenerka, wychowuje pani dzieci i znajduje pani jeszcze czas na aktywność społeczną. Wszystkie organizowane przez panią eventy na świeżym powietrzu są bezpłatne.
— To mnie pozytywnie napędza, to moja motywacja. Społeczna część mojej działalności cieszy mnie najbardziej. Ludzie do klubu czasem boją się przyjść, a niezobowiązująco pojawić się na jakiejś łące w weekend zawsze łatwiej. Nasi uczestnicy spotkań są otwarci, uśmiechnięci. Widać, że przynosi im to dużo radości. Jestem w stanie zrobić wiele, by przekonać do aktywności wszystkich wątpiących. To naprawdę pomaga żyć!
Agnieszka Porowska
Komentarze (0)
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez